Komu let's, temu go!

Blog gromadzi ulotne spostrzeżenia, które nachodzą nas przy porannej kawie. Czytamy, oglądamy, przysłuchujemy się, mierzymy, próbujemy porządkować. Qltywator ma być narzędziem, które przeczesuje dziki gąszcz zjawisk w kulturze i w przestrzeni miasta.

Opinie tylko subiektywne.
Dwie pary rąk śmiertelnych z zamiarem upamiętnienia.
Bierzcie na wynos.

niedziela, 27 maja 2012

Samotność outsidera




Na tę książkę czekaliśmy długo. "Tajny dziennik" jednego z najtrudniejszych i najbardziej nieoczywistych artystów to nie tylko wydarzenie literackie – to również symbol rozpoczęcia ważnej dla polskiej świadomości epoki wychodzenia do światła.

Nie było dla niego przedmiotu niewartego uwznioślenia w poezji. I w wierszach, i w prozie konsekwentnie rzeźbił w słowie, a przy tym zmagał się z chorobą, poniżającą biedą i piętnem homoseksualizmu, które w komunistycznej Polsce oznaczało piekło wykluczenia. O ile w wierszach borykał się z ograniczeniami języka, nazywając siebie "słów nietrafem", o tyle z dziennika wyłania się postać mistrza warsztatu, a przy tym człowieka tak niebywale wrażliwego, trudnego i jednocześnie spragnionego ludzi, że już samo jego istnienie zdaje się być wręz niemożliwe. To ważny dokument epoki i świadectwo człowieka heroicznego, a jednocześnie prawdziwego w zmaganiach z uzależniającą rzeczywistością przedmiotów.

Stopień obnażenia poety jest w dzienniku tak wysoki, że jego lektura jest czynnością intymną, momentami wręcz obrazoburczą. Zmagania z zaśnieżoną i skostniałą Warszawą lat 70. i 80. przybierają w dzienniku formę bolesnego, choć rzetelnego opisu rzeczywistości, w której było miejsce na każdy absurd, ale "inny" nie miał prawa bytu.
Był sobie jedynym, "taki traf mu się". Podłogo, błogosław Mironowi. Czytelniku z mózgiem elektronowym, pochyl się nad sacrum codzienności.

Miron Białoszewski, "Tajny dziennik", Znak, Kraków 2012.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz