Komu let's, temu go!

Blog gromadzi ulotne spostrzeżenia, które nachodzą nas przy porannej kawie. Czytamy, oglądamy, przysłuchujemy się, mierzymy, próbujemy porządkować. Qltywator ma być narzędziem, które przeczesuje dziki gąszcz zjawisk w kulturze i w przestrzeni miasta.

Opinie tylko subiektywne.
Dwie pary rąk śmiertelnych z zamiarem upamiętnienia.
Bierzcie na wynos.

środa, 20 czerwca 2012

Pukając do drzwi Szymborskiej




Jeśli ktoś spodziewa się znaleźć w tej książce pikantne smaczki z życia naszej Noblistki, lepiej niech po nią nie sięga. Jeśli zaś ktoś szuka biografii obywatelki świata, z której wszyscy powinniśmy być dumni – ta lektura jest właśnie dla niego.

Samo nazwisko Szymborskiej u spragnionych newsów dziennikarzy budzi grozę: unikała wywiadów jak ognia, panicznie bała się telefonu, a po „katastrofie Sztokholmskiej” jeszcze bardziej ścichła i wyizolowała się. Nigdy nie dzieliła się intymnymi szczegółami ze swojego życia, a kiedy prezydent chciał przedstawić ją cesarzowi Chin jako nasze „dobro narodowe”, odpowiedziała: „mnie się nie zwiedza”. Niespotykanie skromna, małomówna i pracowita, całkowicie intelektualnie samowystarczalna i odrębna, stroniła od fleszy, masowych spotkań i niepotrzebnych zwierzeń. Odbiór Nobla fizycznie odchorowała, a „publiczne” konsekwencje przyznania jej nagrody przez trzy lata nie pozwoliły jej napisać żadnego wiersza. Jej twórczość wytrąca z rąk pióra (i klawiatury) krytykom i badaczom, tym bardziej imponujące są rezultaty mrówczej pracy, którą wykonały Anna Bikont i Joanna Szczęsna, zbierając materiały do pierwszej na rynku tak skrupulatnej biografii.

Dzięki publikacji Znaku poznajemy historię rodziny Szymborskich, wiele dowiadujemy się o latach szkolnych i młodzieńczych Wisławy, pierwszych literackich fascynacjach, artystycznych próbach i czytelniczych pasjach. Śledzimy jej losy w mrocznych czasach stalinowskich, na które akurat przypadł jej debiut. Poznajemy mglistą do tej pory historię jej małżeństwa z Adamem Włodkiem, piękną i nieznaną dotąd relację z Kornelem Filipowiczem, a także historię wymiany poglądów i myśli z Czesławem Miłoszem. Szymborska opalizuje w wypowiedziach bliskich znajomych: m. in. Ewy Lipskiej, Jerzego Illga, Macieja Słomczyńskiego, Asara Eppela (tłumacza jej poezji na rosyjski) i Michała Rusinka. Bikont i Szczęsna przeczesały archiwa bibliotek, odbyły setki rozmów, udało im się również kilkakrotnie spotkać z Szymborską i samodzielnie „wyciągnąć” z niej kilka faktów, bogato ilustrowanych niepublikowanymi dotąd zdjęciami z albumu rodzinnego. Biografia zawiera też liczne wypowiedzi na temat istoty i roli poezji, które dziennikarki skrupulatnie zbierały przez lata i porządkowały. Bez wątpienia ta część biografii to prawdziwy rarytas: łatwiej było dowiedzieć się czegoś o przebiegu ulubionej loteryjki w domu Szymborskiej niż kupić od niej słowo o roli artysty. Dla miłośników jej ciętego dowcipu i humoru również znajdzie się wiele niespodzianek: zabawne anegdoty z życia literackiego Krakowa szczodrze rozsypane są po książce.

Poetka „szczęśliwej myśli” i genialnych w swojej prostocie metafor podkreślała, że potrzebuje „dużo smutku i samotności”. Traktowanie Szymborskiej w kategoriach zabawnej starszej pani, znanej z zamiłowania do kiczu i zabawnych wyklejanek jest wyjątkowo mylące. Sama mówiła: „mam do ludzi inną twarz, dlatego pokazuje się mnie od strony anegdotycznej, jako osobę wesołą, która nic tylko wymyśla gry i zabawy. To, że inni tak mnie widzą, to moja wina. Pracowałam długo na ten wizerunek.” Kolekcjonowała różne dziwne i zabawne przedmioty, jak damska noga z marcepanu, długopis w kształcie kości dłoni i włochate prosię-pozytywka z korbką w kształcie ogonka, ale podczas lektury odnosimy wrażenie, że pełniły one rolę antidotum na trudne nieraz do zniesienia, „pierwsze wydanie” świata. Kochała horrory i kryminały Christie, nie gardziła brazylijskimi telenowelami, swoich gości częstowała austriacką zupką w proszku, a z Michaelem Jacksonem łączyła ją miłość do skrzydełek z KFC.

Największym atutem tej biografii jest jej „przezroczystość”: nie mówi o Noblistce niczego wprost. Jeśli chcemy w swojej wyobraźni stworzyć obraz prawdziwego człowieka, „Pamiątkowych rupieci” nie możemy czytać w oderwaniu od wierszy i krótkich utworów prozatorskich Szymborskiej. Bikont i Szczęsna wypełniły tym samym wolę samej poetki: kiedy któryś z dziennikarzy pytał o szczegóły z jej życia prywatnego, odsyłała go do swojej twórczości. Kolejnym atutem jest „niecałkowitość”: podczas lektury czujemy, że Szymborska nigdy nie odsłaniała się całkowicie, tym chętniej więc sięgniemy po jej wiersze i rozproszone zapiski. Po każdym rozdziale będziemy odczuwali niedosyt, ale nie faktograficzny, a ideowy. Tę część biografii czytelnik uzupełnia już sam. Sam również musi znaleźć klucz do „drzwi” świata poetki.

Woody Allen mówił, że jest zaszczycony tym, że Szymborska w ogóle wie o jego istnieniu. Kiedy poetka podarowała mu jedną ze swoich słynnych wyklejanek, powiedział, że ma ona dla niego większe znaczenie niż Oscar. Czy trzeba jeszcze kogokolwiek namawiać do lektury?

Anna Bikont, Joanna Szczęsna, „Pamiątkowe rupiecie. Biografia Wisławy Szymborskiej”, Kraków 2012.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz