Komu let's, temu go!

Blog gromadzi ulotne spostrzeżenia, które nachodzą nas przy porannej kawie. Czytamy, oglądamy, przysłuchujemy się, mierzymy, próbujemy porządkować. Qltywator ma być narzędziem, które przeczesuje dziki gąszcz zjawisk w kulturze i w przestrzeni miasta.

Opinie tylko subiektywne.
Dwie pary rąk śmiertelnych z zamiarem upamiętnienia.
Bierzcie na wynos.

sobota, 26 maja 2012

Świata errata



Dzisiaj wydaje się oczywiste, że 11 września jest datą graniczną, która wyznacza koniec pewnego humanistycznego etapu. Świat po traumie zmusił artystów do poszukiwania nowego języka – zresztą, nie pierwszy i (prawdopodobnie) nie ostatni raz. W przypadku masowych tragedii i zamachów łatwo wpaść w pułapkę tkliwości i kiczu. Kto by pomyślał, że właśnie Amerykanin znajdzie przekonujący sposób na opisanie świata, który się rozpadł?

Jonathan Safran Foer urodził się w 1977 r., a ma już na koncie kilkanaście istotnych nagród, jak Guardian First Book Award. Pochodzi z rodziny polskich Żydów z Podlasia, a w dobrze przyjętej u nas powieści „Wszystko jest iluminacją” udowadnia, że nawet słowiański system językowy to dla niego pretekst to udanych literackich eksperymentów. „Strasznie głośno, niesamowicie blisko” (powieść wznowiona przez W.A.B. w związku z powstałą ekranizacją z Tomem Hanksem i Sandrą Bullock) jest kolejnym głośnym sukcesem młodego pisarza. Na pewno nie ostatnim.

Oskar Schell jest wynalazcą, astrofizykiem, aktorem szekspirowskim i wykonawcą biżuterii. Pacyfista, frankofil, archeolog amator i kolekcjoner zmarłych motyli ma dziewięć lat i wyjątkową misję. Od zamachu 11 września, w którym zginął jego ojciec, nie używa komunikacji miejskiej, dlatego pieszo przemierza ulice Nowego Jorku, przygrywając sobie dla odwagi na tamburynie. W gabinecie ojca znalazł tajemniczy klucz z napisem „Black”, dlatego uznaje, że odnajdzie wszystkie osoby w Nowym Jorku o tym nazwisku, żeby rozwikłać zagadkę, którą, jak wierzy, pozostawił dla niego wraz z kluczem ojciec. Towarzyszymy Oskarowi w jego wędrówce, poznajemy zapiski babci uratowanej z bombardowania Drezna i kolekcjonujemy ludzkie historie utraty z całego świata (jak sugestywnie językowo podana historia matki, której córka zginęła w wyniku ataku na Hiroszimę). Oskar zaskakuje odwagą stawianych pytań i świeżością spojrzenia. Logika dziewięciolatka momentami bawi, ale ostatecznie przeraża: dorosły czytelnik uświadamia sobie, że nie stać go już na proste i tym samym genialne rozwiązania. Do chłopca powoli docierają absurdy i frustrująca ludzka samotność wobec tragedii utraty kogoś, kogo się kocha. Ciągle jeszcze pielęgnuje w pamięci rozmowy z ojcem, ale prześladują go zapisane na sekretarce jego ostatnie telefony do domu i wizje rodziny przysypanej solą z odparowanych łez. Oskar odkrywa po kawałku bolesną prawdę o gatunku homo sapiens:

- Ludzie są jedynymi zwierzętami, które się rumienią, śmieją, mają religię, toczą wojny i całują się ustami. (…) A więc w pewnym sensie im więcej całujesz kogoś ustami, tym bardziej jesteś człowiekiem.
- A im chętniej toczy wojny?


Narracja z perspektywy dziecka porusza, przeraża i hipnotyzuje. Oscar próbuje uwierzyć na powrót w sens, zaklina czas i nową rzeczywistość z wielkim ubytkiem po dwóch wieżach i platońskich ideach. Nieustannie obmyśla jakieś innowacje: samochód, który ulega biodegradacji, znaczki pocztowe o smaku crĕme brűlée, ale także budynki bez wind, w których poruszają się piętra, żeby ułatwić ewakuację albo długie ambulanse, które łączą wszystkie budynki w mieście ze szpitalem. Fascynuje go zamarzający oddech na Syberii, migotanie ciał astralnych i misterny splot bransoletki, choć zaczyna do niego docierać, że nic nie jest jednocześnie piękne i prawdziwe. Ze szczytu Empire State Building widać krajobraz w promieniu 125 km, ale ten budynek ściąga też rocznie 5 tys. piorunów.

Kiedy umiera dawny świat, język również powinien umrzeć, dlatego zderzenie islamskiego fundamentalizmu z kapitalistyczną pychą znajduje swoje odzwierciedlenie w upadku, a w zasadzie wysadzeniu w powietrze tradycyjnej narracji. Szkatułkowość powieści, eksperymenty w warstwie graficznej tekstu i próba rekonstrukcji świata na kliku płaszczyznach imponują odwagą i świeżością ujęcia. Świetne fotografie i metafora Miejsca Nic doskonale oddają bezradność słów wobec ogromu zniszczeń, których sami jesteśmy przyczyną.

Powieść Foera opalizuje i tętni inteligentnymi i bezczelnymi pytaniami dziewięciolatka, których żaden dorosły nie chce nawet do siebie dopuścić. Okazuje się, że oto my, zdobywcy księżyca, stoimy w miejscu, a świat pędzi prosto na nas. Obecnie żyje nas na świecie więcej niż zmarło w całej historii ludzkości. Gdybyśmy wszyscy chcieli jednocześnie zagrać Hamleta, zabrakłoby czaszek.
Hipnotyzująca, ambitna i demaskująca ludzką niemoc powieść o potężnej sile rażenia. Foer to pirotechnik literatury.

Jonathan Safran Foer, „Strasznie głośno, niesamowicie blisko”, tłum. Zdzisław Batko, W.A.B., Warszawa 2012.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz