Komu let's, temu go!

Blog gromadzi ulotne spostrzeżenia, które nachodzą nas przy porannej kawie. Czytamy, oglądamy, przysłuchujemy się, mierzymy, próbujemy porządkować. Qltywator ma być narzędziem, które przeczesuje dziki gąszcz zjawisk w kulturze i w przestrzeni miasta.

Opinie tylko subiektywne.
Dwie pary rąk śmiertelnych z zamiarem upamiętnienia.
Bierzcie na wynos.

poniedziałek, 19 września 2011

Bicycle Bicycle, You Are My Bicycle... Rowerem przez miasto

Ciekawa rzecz. Zagęszczenie rowerzystów na metr kwadratowy polskiej ulicy ciągle wzrasta i to wprost proporcjonalnie do spadku temperatury. Im głębiej w jesień, tym większa szansa na zostanie przejechanym, najechanym lub zaledwie lekko potrącanym przez krzepkiego ostrokołowca, fankę holenderki, czy klasycznego „górala”.
Znalezienie kilku co najmniej przyczyn, wyjaśniających taki stan rzeczy, nie jest trudne. Rowery są tańsze i wygodniejsze w utrzymaniu niż samochody. Często, w niekorzystnych warunkach miejskiej dżungli, o wiele od nich szybsze. Z pewnością bardziej ekologiczne od najwymyślniejszej hybrydy i, rzecz oczywista, posiadające cudowną moc utrzymywania naszej kondycji na stałym, wysokim poziomie. Poza tym, są podstawowym narzędziem badawczym każdego intelektualisty, aktywisty, miłośnika kultury miejskiej, o czym szerzej za moment, i, last but not least, są po prostu szalenie modne.


"Dzienniki rowerowe" David Byrne
W ostatnich miesiącach sztandarową lekturą miejskiego rebelianta stały się wydane nakładem Wydawnictwa W.A.B. „Dzienniki rowerowe” Davida Byrne'a (dla niezorientowanych – współzałożyciela kultowego Talking Heads). Chwała temu, komu od razu nasuwa się skojarzenie z kultowymi „Dziennikami motocyklowymi” Che Guevary.
Narzędziem Byrne'a do zyskania poczucia rozwiewającej włosy wolności stał się właśnie rower. Od ponad trzydziestu lat poznaje świat z perspektywy „dwóch kółek, szybszych niż spacer i wolniejszych niż pociąg, ze wzrokiem nieco ponad poziomem oczu przeciętnego śmiertelnika (...)”. Ponieważ na co dzień mieszka i pracuje w Nowym Jorku, należą mu się słowa uznania za odwagę i pionierskie podejście do sprawy, gdyż poszatkowane autostradami metropolie amerykańskie nie zachęcają w jakiś szczególny sposób do poznawania ich z perspektywy innej, niż zza szyby samochodu. Uzależnienie muzyka od roweru ma wszelakie znamiona (budzącego raczej podziw niż niepokój) ryzykanctwa.
Kultura miejska jest jednym z najważniejszych elementów jego prywatnego świata, źródłem cennych przemyśleń i inspiracji twórczych, rower – narzędziem do ich zbierania. Dlatego, wyruszając w którąkolwiek ze swoich licznych podróży, nigdy nie zapomina o spakowaniu do walizki składanej wersji ulubionego pojazdu. W „Dziennikach rowerowych” dzieli się swoimi wrażeniami z Berlinu, Stambułu, Buenos Aires, Manili, Sydney, Londynu i miast amerykańskich: San Francisco, Nowego Jorku i innych. Rower daje mu swobodę wyboru własnej trasy, pozwala poznać miasto od podszewki, zaznajomić się z jego mieszkańcami, zapuścić w zakątki niedostępne dla komunikacji miejskiej oraz nieuwzględnione w przewodnikach turystycznych. Po prostu raj dla człowieka z żyłką odkrywcy.
Jednocześnie Byrne dzieli się swoimi przemyśleniami dotyczącymi antropologii i różnic kulturowych, redefiniując pojęcie przewodnika i zmuszając do przyjrzenia się nowoodwiedzanym miejscom w sbosób nieszablonowy. Zwraca uwagę na przeszłość Berlina Wschodniego, na problem nastawionej głównie na przemysł samochodowy urbanistyki Stanów Zjednoczonych, na polityczno-społeczne perturbacje na Filipinach. Rower staje się ikoną, mobilnym laboratorium.

Od Tokyo aż po Madryt wirus rowerowy zbiera gigantyczne żniwo ofiar, które połknęły rowerowego bakcyla. Spokojna głowa, Polski ta impreza nie ominęła. Jak grzyby po deszczu pojawiają się coraz bardziej wyspecjalizowane sklepy z akcesoriami. Oferują m.in. kaski, ramy, opony, designerskie koszyki. Na porządku dziennym są także wypożyczalnie rowerów, z których każdy szanujący się, lecz pozbawiony jednośladu trendsetter, obowiązkowo powinien skorzystać. Modny rower to rower minimalistyczny, pozbawiony gadżetów, hamulca (o tak!), w wersji hardcore'owej także siodełka. Najlepszym dodatkiem do roweru jest człowiek miejski (homo cittadinus), z czym wiąże się drobiazgowo wystudiowany wizerunek. Dlatego pod karą ostracyzmu zabronione jest wsiadanie na ww. środek lokomocji w getrach i koszulce lidera. Po inspiracje warto udać się tu (pośpieszcie się, póki jest jeszcze w miarę ciepło!) lub tutaj i skomponować własny outfit, lub pójść na łatwiznę i wybrać się wieczorową porą (pogoda nie gra roli) na Plac Zbawiciela. Jednak, jeżeli ktoś spragniony jest głębszych doznań, ceni sobie działania ideologicznie poparte i uwielbia wyzwania, polecam zapoznanie się z definicją ostrokołowca zaproponowaną w książce „Wyż nisz” Bartka Chacińskiego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz