Komu let's, temu go!

Blog gromadzi ulotne spostrzeżenia, które nachodzą nas przy porannej kawie. Czytamy, oglądamy, przysłuchujemy się, mierzymy, próbujemy porządkować. Qltywator ma być narzędziem, które przeczesuje dziki gąszcz zjawisk w kulturze i w przestrzeni miasta.

Opinie tylko subiektywne.
Dwie pary rąk śmiertelnych z zamiarem upamiętnienia.
Bierzcie na wynos.

niedziela, 19 maja 2013

53 wojny i jedna



„Miłość z kamienia” Grażyny Jagielskiej to porażająca swoim spokojem opowieść o miłości w czasach medialnej zarazy.

Wojciech Jagielski jest jednym z najbardziej utytułowanych i nagradzanych polskich dziennikarzy i korespondentów wojennych. Jego relacje z wojen w Czeczenii, Afganistanie, z zamieszek na Bliskim Wschodzie i w Afryce zna niemal cały świat. Książka „Miłość z kamienia” Grażyny Jagielskiej pokazuje, że swoje sukcesy redaktor Wojciech zawdzięcza nie tylko doskonałemu warsztatowi, wiedzy i doświadczeniu. Jego zawodową tożsamość wyznacza częściowo biografia jego żony. To ona w wyniku udziału męża w 53 wojnach trafiła do zakładu zamkniętego z objawami stresu bojowego. Żona, nie mąż.

Przejmująca, intymna opowieść o rodzinnej tragedii balansuje na granicy wspomnień rodzinnych i rozpaczliwych prób zachowania pozorów harmonii i bezpieczeństwa. Żona na powitanie męża gotuje zupę pomidorową, podaje siekane kotlety z cielęciny i niby to przypadkiem zauważa, że mąż ma przestrzelony plecak. Sama urządza kolejne mieszkania, rozpaczliwie poszukując spokojnej działki z grządką nasturcji, namiastki rodzinnego ogniska, którego nie zniszczy żadna wojna. W międzyczasie w mieszkaniu pojawiają się jednak nieproszeni goście – opowieści o ofiarach wojny materializują się, jak katowana Taja i rozsadzają dom od wewnątrz, jak sprawnie podłożona mina.
Rytm życia Jagielskiej przez wiele lat wyznaczała tymczasowość – chwilowe mieszkanie, umeblowanie, urządzenie. Podczas nieobecności męża i nieustannego strachu o jego życie namiastkę tego, czego najbardziej potrzebuje każdy człowiek, dawała przestrzeń między kuchenką a szafką w kuchni, z towarzyszącymi jej domowymi zwierzętami. Większość czasu kobieta spędzała w zaułkach domu, jak ukryta przed strzałem, osłonięta przed eksplozją. Bliskość podłogi miała ją chronić od wybuchu wiadomości o śmierci męża. Każdy telefon był jak zerwana zawleczka granatu: „w końcu jednak zawsze podnosiłam słuchawkę, mimo grozy, jaką budził we mnie ten dźwięk, mimo że rozrywał powietrze na strzępy, robił sobie we mnie korytarze”.
Historia miłości i przywiązania dwojga humanistów staje się polem rozrachunkowym z przestrzenią wspomnień, tęsknot, żalów i zwierzęcego strachu, który każdego dnia ogarniał Grażynę.

Książka Jagielskiej zapewne częściowo pełniła dla autorki funkcję terapeutyczną. Zastanawiam się jednak, jak musiało boleć ją wyrywanie z siebie opiłków pamięci, składanie opowieści, scalanie rzeczywistości, porwanej na strzępy przez kolejną misję. Siła rażenia tej opowieści tkwi w jej nieprzebranym spokoju narracji, rozpaczliwie próbującej uporządkować rzeczywistość tak, jak robi to kochająca żona.
To nie tylko poruszająca, wielowątkowa opowieść współczesnej Penelopy o samotności, wyobcowaniu, walce z depresją, tęsknotą i poczuciem, że jest się ważniejszym niż zawodowe spełnienie. Jagielska doskonale rozumie, że jest istotną częścią, jeżeli nie warunkiem misji męża. Kiedy wybrała się do Czeczenii, znalazła się w środku płonącego miasta, w centrum wydarzeń, okazało się, że Wojciech nie może pracować, bo panicznie boi się o bezpieczeństwo żony: „Przykro mi. Przy tobie nie umiem ryzykować. Twoja obecność mnie ogranicza. Myślę o twoim bezpieczeństwie, a nie o tym, co powinienem robić. Przestaję być dziennikarzem. Jeśli będziemy pracować razem, już nic mi się nie uda”.
W ten sposób książka staje się również niebezpośrednim oskarżeniem wymogów współczesnych mediów i wpływu wielkich korporacji na człowieka. O decyzjach wydawcy w domu Jagielskich mówi się jak o tych bez odwołania i ostatecznych. Matka Agora wie zawsze najlepiej. Na pierwszym miejscu jest żądny materiału wydawca, później niezaspokojony czytelnik, w tle wielka ambicja świetnego zawodowca. Kiedy Grażyna wybrała się na misję z Wojciechem, tak opisuje niezwykły mechanizm uzależnienia od misji, którego doświadczył zapewne każdy korespondent wojenny: „Przeciągnęło mnie na tamtą stronę, tak ja mówił Wojtek. To było kuszące, ale straszne. Po tej drugiej stronie jest inaczej. Robisz coś zupełnie nieodpowiedzialnego, głupiego albo szalonego, a wszyscy biją brawo, mówią, jaki jesteś wspaniały, nagradzają cię. Stajesz się kimś wybitnym. Miałam wrażenie, że żyję pełnią życia, jeszcze długo po powrocie, może właśnie po powrocie najbardziej. Potem już nigdy tego nie doświadczyłam, takiego nasycenia, jakby nie było we mnie najmniejszego pustego miejsca, żadnego poczucia braku.”

Nienaganna narracja, poetyckie spojrzenie wrażliwej i jednocześnie silnej kobiety, której przenikliwość i dar obserwacji nadają tej książce charakter intymnego zwierzenia i poetyckiego, choć gorzkiego reportażu z czasów wojny. Cenna jest również refleksja o sensie i celu współczesnego dziennikarstwa, a także granicach etyli w działaniach reportera ukazane z perspektywy ich bliskich: „Ryzykujemy życie, żeby zdobyć takie chwile, cudze momenty bólu, jak kolekcjonerzy. (…) Żyliśmy z wojny i strasznych opowieści, z tego, co się stało Tai, choć jej historia nigdy nie została opisana. I ryzykowaliśmy życiem, szczęściem bliskich dla zwykłej dziennikarskiej zdobyczy. Tego chyba nie wolno robić”.
Takich książek nie wolno pomijać.

Grażyna Jagielska, Miłość z kamienia. Życie z korespondentem wojennym, Znak, Kraków 2013.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz